Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/301

Ta strona została skorygowana.

— Co takiego? — spytała Helena, nie mogąc się Jeszcze otrząsnąć z doznanego wrażenia i nie pamiętając już o tem, co jej powiedziała Julia.
— Ależ to małżeństwo!.. Oto pozbędziemy się kłopotu! Paulina zaczynała zawadzać już... Młody człowiek widział ją, podobała mu się bardzo. Jutro wszyscy będziemy na obiedzie u papy... Byłabym ucałowała Malignon‘a za tę dobrą wiadomość.
Henryk, nie tracąc wcale zimnej krwi, powoli odsunął się od Heleny. On także zachwycał się Malignon‘em. Zdawał się mocno cieszyć wraz żoną, że los ich małej siostrzyczki ustał się. Przestrzegł Helenę, że traci jedną ze swych rękawiczek. Podziękowała mu. W ogrodzie słychać było żartobliwy głos Pauliny; pochylała się ku Malignon’owi szeptała mu coś na ucho i wybuchała śmiechem, kiedy ten również odpowiadał jej szeptem. Zapewne mówili o przyszłym narzeczonym. Przez otwarte drzwi pawilonu Helena z rozkoszą oddychała świeżem powietrzem.
W tymże czasie w pokoju Heleny, Joanna i pan Rambaud milczeli; ciepło kominka sprowadziło na nich pewną odrętwiałość. Nagle dziecię, przerywając długie milczenie, zadało pytanie, będące jakgdyby zakończeniem marzenia jej:
— Czy chcesz, żebyśmy poszli do kuchni?... Mozo zobaczymy stamtąd mamę.
— I owszem, chodźmy — odrzekł pan Rambaud.
Dnia tego była cokolwiek silniejsza. O własnych siłach przeszła do kuchni i zbliżyła twarz swą do szyby. Pan Rambaud także patrzał na ogród. Nie było jeszcze liści i przez wielkie czyste szyby wyraźnie widać było wnętrze japońskiego pawilonu. Rozalia, zajęta obiadem, nazywała panienkę ciekawską. Ale dziecię poznało suknię matki i pokazywało ją, przyciskając twarz do szyby, by lepiej widzieć. Tymczasem Paulina podniosła głowę i zaczęła