Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/31

Ta strona została skorygowana.
III.

Co wtorku Helena miała u siebie na obiedzie pana Rambaud i księdza Jouve. W pierwszych dniach wdowieństwa jej wdarli się do niej przemocą prawie i ze śmiałością przyjaźni sami wprosili się, chcąc raz na tydzień przynajmniej wyrwać ją z tej samotności, w jakiej żyła. Później obiady te wtorkowe weszły w zwyczaj. Jak tylko siódma wybiła, współbiesiadnicy zjawiali się zawsze, jakby z obowiązku i zawsze z tem samem uczuciem spokojnego zadowolenia.
Tego wtorku Helena, siedząc przy oknie, pracowała, nad robótką jakąś, korzystając z ostatnich chwil dziennego światła i oczekując gości swoich. Całe dnie spędzała tutaj w słodkim spokoju. Hałas miasta nie dochodził do wyżyn jej mieszkania. Lubiła swój wielki, cichy pokój; jego zbytek mieszczański, meble palisandrowe i niebieski aksamit obicia. Nie sama wybrała to mieszkanie; kiedy przyjaciele umieścili ją tutaj, przykrym jej był trochę w pierwszych tygodniach ten zbytek, na który pan Rambaud wysilił się jako na urzeczywistnienie swego ideału sztuki i wygody, budząc podziwienie księdza, który wymówił się był od udziału w tej sprawie. Później jednak zupełnie szczęśliwą była tutaj, czuła w tem wszystkiem moc i prostotę, które w jej własnem