niepodobna było odgadnąć jaka uparta myśl pochłaniała ją. Nie istniało już dla niej nic, nic, tylko ta wielka lalka, co leżała koło niej. Pewnej nocy podano ją dziewczynce — dla rozerwania jej myśli przy straszliwych cierpieniach; i nie chciała odtąd rozstać się z nią, broniła jej dzikim ruchem, jeżeli chciano ją zabrać. Lalka z głową, złożoną na poduszce, leżała wyciągnięta i przykryta kołdrą, jak osoba chora. Zapewne dziecię pielęgnowało ją, bo od czasu do czasu rozpalone jej rączki dotykały różowej skóry i biednych powykręcanych członków. Godzinami całemi wpatrywała się w te oczy z emalii, zawsze nieruchomie patrzące, i te zęby białe, które wiecznie się uśmiechały. Czasem przychodziły napady czułości; przyciskała ją do piersi, opierała policzek o małę peruczkę, której dotknięcie zdawało się jej ulgę przynosić. I tak szukała ucieczki w miłości ku swej wielkiej lalce; budząc się, oglądała, czy ją ma koło siebie, rozmawiała z nią, czasami nawet na twarzy jej przemknął niby cień uśmiechu, jak gdyby lalka szepnęła jej coś na ucho.
Trzeci tydzień kończył się. Jednego poranku stary doktór zamiast wyjść jak zwykle po krótkiej wizycie został przy chorej. Helena zrozumiała znaczenie tego kroku: dziecię jej nie miało przeżyć dnia tego. Od wczoraj już sama była w takiem osłupieniu, że nie wiedziała co robi. Nie walczono już ze śmiercią jej dziecięcia, rachowano tylko godziny jego życia. Chora miała straszne pragnienie i doktór kazał jej podawać napój, zawierający opium dla ułatwienia konania; to zaniechanie wszelkich lekarstw pozbawiło Helenę przytomności umysłu. Dopóki jeszcze lekarstwa stały na stole, spodziewała się jak gdyby cudu, który miał uleczyć je córkę. Teraz kiedy flaszeczka i pudełka poznikały, ostatnia nadzieja uchodziła z niemi. Jedno już tylko pozostało jej uczucie: instynktowa potrzeba nie opuszczania Joanny ani na chwilę i ciągłego patrzenia na nią. Doktór, chcąc przeszkodzić temu strasznemu wpatry-
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/318
Ta strona została skorygowana.