ujrzy to, co ukrywają przed dziećmi. Nowy niepokój ogarnął ją po chwili; ręce zaczęły szukać czegoś; uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy znalazła swoją wielką lalkę; ujęła ją, przycisnęła do swojej piersi. Chciała ją zabrać z sobą. Wzrok jej tonął w dali, błąkając się wśród kominów, zaróżowionych od słońca.
Czwarta godzina wybiła, wieczorem zasłona cieniów powoli się osuwała. Był to koniec, konanie powolne i spokojne. Drogi anioł nie miał już siły bronić się. Pan Rambaud, pokonany wzruszeniem, łkał po cichu, kryjąc się za firanką. Ksiądz ukląkł u wezgłowia i ze złożonemi rękami szeptał modlitwy za konających.
— Joanno, Joanno — przemówiła Helena — a niewysłowiony przestrach ścinał lodem krew jej w żyłach.
Odepchnęła doktora, rzuciła się na ziemię i oparła się o łóżko, by módz z bliska patrzeć na córkę. Joanna otworzyła oczy, ale nie spojrzała na matkę. Wzrok jej wciąż szedł tam na Paryż, który znikał. Mocniej jeszcze przycisnęła do serca lalkę, swą ostatnią miłość. Pierś jej podniosła się ciężkiem westchnieniem, potem dwa razy jeszcze lżej westchnęła. Oczy bladły, na twarzy chwilowo pojawił się wyraz żywego niepokoju. Ale wkrótce drobne rysy wypogodziły się; przestała oddychać, usta pozostały otwarte.
— Skończyło się — rzekł doktór — biorąc ją za rękę.
Joanna wielkiemi swemi, martwemi oczami patrzała na Paryż. Długa twarzyczka przeciągnęła się jeszcze, rysy stały się ostre, szary cień padał na nie od brwi ściągniętych; po śmierci zachowała blade oblicze kobiety zazdrośnej. Lalka z odrzuconą głową, z obwisłymi włosami, zdawała się być martwa jak ona.
— Skończyło się — powtórzył doktór — puszczając małą, zimną rączkę.
Helena dłońmi ścisnęła skronie swe, jak gdyby czuła, że czaszka jej ma pęknąć. Nie płakała, obłąkanym wzro-
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/320
Ta strona została skorygowana.