kiem tylko patrzyła przed siebie Ściskało ją w gardle, w nogach łóżka spostrzegła parę małych trzewiczków zapomnianych. Skończyło się, Joanna nie włoży ich już więcej, trzewiczki można oddać ubogim. Łzy jej popłynęły; klęczała na ziemi, opierając twarz swą na ręce umarłej, która się osunęła. Pan Rambaud płakał. Ksiądz podniósł głos; Rozalia, stojąc w nawpół otwartych drzwiach jadalnego pokoju, kąsała chustkę swą, tłumiąc łkanie.
W tej właśnie chwili doktór Deberle zadzwonił. Nie mógł przezwyciężyć w sobie pragnienia dowiedzenia się czegoś.
— Jak się ma, chora? — zapytał.
— Ach! panie — wyjąkała Rozalia — umarła.
Stanął nieruchomy, zadziwiony tem rozwiązaniem, którego z dnia na dzień sam się spodziewał. Wreszcie szepnął:
— Mój Boże! biedne dziecię! — jakie nieszczęście!
I nie potrafił zdobyć się na nic więcej. Drzwi zamknęły się, doktór zeszedł ze schodów.