najmniejszego ruchu, bojąc się pognieść ubrania. Na górze, kiedy Julia weszła do pokoju zmarłej, wielki chłód przeniknął ją. Joanna leżała jeszcze z rękami złożonemi; jak panny Levasseur, jak Małgorzata, miała na sobie białą suknię, biały czepeczek i białe trzewiki. Wieniec z róż białych, włożonych na czepeczek, uczynił z niej królową małych jej przyjaciółek, królową, której święto obchodzili ci wszyscy, zgromadzeni na dole. Przed oknem trumna dębowa, wyłożona atłasem, leżała otwarta na dwóch krzesłach, jak gdyby szkatułeczka do klejnotów. Meble były poustawiane; gromnica paliła się; pokój zamknięty, zaciemniony tchnął ciszą i wilgocią grobu, oddawna zamurowanego. Julia, wszedłszy tu z dnia słonecznego, z życia uśmiechającego się tam, zatrzymała się nagle i stanęła nieruchoma, nie śmiejąc powiedzieć, by się spieszono.
— Dużo już jest osób — wyszeptała nareszcie.
Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi — dodała dla tego tylko, by coś powiedzieć:
— Henryk musiał wyjechać na konsylium do Wersalu, miej go za wytłumaczonego.
Helena, siedząc przed łóżkiem, patrzyła na nią swemi martwemi oczami. Nie podobna było wyrwać jej z tego pokoju. Półtora doby już siedziała tutaj głucha na prośby pana Rambaud i księdza Jouve, którzy czuwali nad nią.
Dwie noce szczególnie złamały ją, jak gdyby nieskończone konanie. Potem nadeszła straszna boleść przy ubieraniu zmarłej, żądała koniecznie sama włożyć jedwabne białe trzewiczki na nóżki Joanny. I potem siedziała już bez ruchu, jak gdyby nadmiar smutku pozbawił ją wszelkiego czucia.
— Czy są kwiaty? — rzekła wreszcie z wysiłkiem, wciąż jeszcze patrząc na panią Deberle.
— Tak, tak, moja droga — odpowiedziała Julia. — Nie troszcz się o to.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/325
Ta strona została skorygowana.