Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

legominach, bo wychowała się na plebanji, przy swojej matce chrzestnej, która była służącą u proboszcza.
— Ach! otóż pan Rambaud — zawołała — idąc otworzyć, zaczem zadzwoniono jeszcze.
Pan Rambaud, wysoki, barczysty mężczyzna, miał twarz szeroką jak notarjusz na prowincji. Jego czterdzieści pięć lat wieku przyprószył już szron siwizny, ale niebieskie oczy zachowały swój wyraz zadziwienia, naiwności i słodyczy jak u dziecka.
— A! i ksiądz jest, wszyscy już są! — rzekła Rozalja — znowu otwierając drzwi.
Pan Rambaud, uścisnąwszy rękę Heleny, usiadł, milcząc i uśmiechając się tylko, jak człowiek, który jest u siebie; Joanna tymczasem rzuciła się na szyję księdzu.
— Dzień dobry, mój kochany! — rzekła. — Bardzo byłam słaba.
— Bardzo słaba! moja najdroższa!
Obydwaj zaniepokoili się, ksiądz szczególnie. Był to mały, suchy człowiek, z ogromną głową; w postaci swej nie miał nic, coby wdziękiem jakimkolwiek nazwać można było, a ubierał się też nie wiedzieć po jakiemu; usłyszawszy Joannę, oczy jego rozszerzyły się i napełniły wyrazem ogromnej tkliwości. Joanna zostawiła jedną rękę swą w jego dłoni, a drugą podała panu Rambaud. Obydwaj patrzyli na nią wzrokiem niespokojnym. Helena musiała opowiedzieć o paroksyzmie. Ksiądz o mało się nie pogniewał, że go nie zawiadomiono o tem. I rozpytywał: czy wszystko przeszło, czy dziecię zupełnie już zdrowe? Matka uśmiechała się.
— Kochacie ją więcej niż ja, zaniepokoilibyście mię w końcu. Nic, już nic jej nie jest, członki jeszcze bolą trochę, i głowa cięży... Ale wszystko to będziemy energicznie leczyć.
— Podano do stołu — oznajmiła służąca.
W sali jadalnej mahoniowe meble były: stół, bufet i