dróżka wyciśnięta stopami Heleny i pana Rambaud. Było to głuche ustronie, w której spali umarli. Chwilami szmata śniegu spadała z drzewa nadto obciążonego; najmniejszego ruchu nie było dokoła. Na drugim końcu cmentarza przeszedł czarny orszak i grzebano pod tym całunem. Inny kondukt znowu ukazał się po lewej stronie. Trumny i orszaki przesuwały się w milczeniu, jak cienie na białej ścianie.
Helena otrząsała się właśnie z zadumy swojej, kiedy spostrzegła koło siebie żebraczkę jakąś. Była to matka Fetu, której kroki tłumił śnieg, pomimo grubych męskich trzewików; popękane były i ponaprawiane szpagatem. Nigdy jeszcze nędza jej nie wydała się Helenie tak straszną, nigdy łachmany, co ją ukrywały, tak brudnemi; utyła jeszcze i miała minę ogłupiałą. Podczas złej pogody, silnych mrozów, deszczów ulewnych, stara chodziła teraz za konduktami, spekulując na litość miłosiernych ludzi; wiedziała, że na cmentarzu obawa śmierci skłania do dawania jałmużny; zbliżała się do ludzi klęczących nad grobami i to w chwili, kiedy wylewali łzy, bo wówczas nie mogli odmówić jej. Teraz weszła z ostatnim orszakiem i od chwil kilku już z daleka czatowała na Helenę. Ale nie poznała była dobrej pani; z cicha łkając, z ręką wyciągniętą opowiadała jej, że ma u siebie dwoje dzieci, które umierają z głodu. Helena słuchała ją zadziwiona zjawiskiem tem. Biedne dzieci marzły bez ognia, starsze umierało z suchot. Nagle matka Fetu zatrzymała się; tysiączne zmarszczki jej twarzy poczęły drgać pracowicie; małe oczka mrugały. Jakto! wszakże to dobra pani! Niebo wysłuchało jej modłów! I nie układając już dalej historyi o dzieciach, zaczęła jęczeć, sypiąc niewyczerpaną moc słów. Ubyło jej jeszcze zębów, i zaledwie zrozumieć ją można było. Wszystkie klęski świata tego spadły na jej biedną głowę. Pan jej odprawił ją, i przez trzy miesiące leżała w łóżku; tak choroba nie opuściła jej, teraz ruszało się coś w niej, jedna
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/337
Ta strona została skorygowana.