sąsiadka powiedziała, że z pewnością pająk wlazł przez jej usta, kiedy spała. Gdybyż mogła mieć choć odrobinę ognia byłaby ogrzała sobie żołądek; to jedno pomagało jej. A tu nic a nic, ani szczypki. Może pani podróżowała? Ale to już jej rzecz. Nareszcie spotyka ją zdrową i świeżą i piękną Bóg jej to wszystko odda. Widząc, że Helena wyjmuje sakiewką, matka Fetu odetchnęła i oparła się o kratę grobu Joanny.
Kondukta już odeszły. Gdzieś niedaleko, słychać było równe uderzenie rydla grabarza, którego widać nie było. Tymczasem stara nie spuszczała oka z sakiewki. Chcąc zwiększyć jałmużnę, udawała pieszczotliwie głupowatą; mówiła o drugiej pani. Nie można powiedzieć, pani ta była miłosierną, ale cóż, kiedy nie umiała dawać, pieniądze jej nie przynosiły szczęścia. Mówiąc to ostrożnie, patrzała na Helenę. Potem odważyła się wspomnieć doktora. Oh! ten, to dobry był jak cukierek. Przeszłego lata znowu podróżował ze swą żoną. Mały ich rośnie, śliczne dziecko. Ale palce Heleny otwierając sakiewkę, zadrżały, i matka Fetu nagle zmieniła głos. Pomięszana, przestraszona, teraz dopiero zrozumiała, że dobra pani była tu u grobu córki swej. Zająknęła się, westchnęła i usiłowała pobudzić ją do łez. Pieszczota śliczna, z temi cudownemi rączętami, co to jej dawały białe pieniążki. A jakie długie włosy miała, jak patrzyła na biednych swemi wielkiemi oczami, pełnemi łez! Oh! nikt nie zastąpi podobnego anioła; takiego drugiego nie znaleść w całem Possy. Kiedy nadejdą piękne dni, ona w niedzielę narwie u okopów bukiek stokrótek i przyniesie tutaj. Umilkła, Helena milczącym giestem przerwała jej mowę. Cóż to? nie umiała trafić na to, co trzeba było powiedzieć? Dobra pani nie płakała i dała jej tylko dwadzieścia susów.
Pan Rambaud tymczasem zbliżył się do terasy. Helena podeszła ku niemu. Na jego widok oczy matki Fetu zabłysły. Nie znała go, tego pana; to musiał być nowy.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/338
Ta strona została skorygowana.