Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

osiem krzeseł. Rozalia zapuściła firanki z czerwonego rypsu. Biała porcelanowa lampa w obręczy z mosiądzu, zawieszona nad stołem, oświecała nakrycie jego, talerze symetrycznie rozstawione i zupę, z której para wznosiła się lekko. Co wtorku ta same powtarzały się rozmowy. Ale tego dnia mówiono naturalnie o doktorze Deberle. Ksiądz Jouve bardzo go chwalił, chociaż doktór nie zaliczał się wcale do nabożnych. Mówił o nim jako o charakterze prawym i sercu miłosiernem, jako o dobrym ojcu i dobrym mężu, jednem słowem o człowieku, dającym z siebie przykład jak najlepszy. Co do pani Deberle, ta jest również bardzo dobrą osobą, pomimo trochę nazbyt żywego sposobu obejścia się, co zawdzięcza osobliwemu wychowaniu paryskiemu. Jednem słowem, bardzo miłe małżeństwo.
Przyjemnem to było Helenie; ona tak osądziła małżeństwo, i to co słyszała od księdza, zachęcało ją do dalszych stosunków, których z początku obawiała się trochę.
— Za nadto samotnie żyjesz — rzekł ksiądz.
— To pewna — potwierdził Rambaud, Helena patrzyła na nich ze spokojnym uśmiechem, jak gdyby powiedzieć chciała, że towarzystwo ich wystarczało jej zupełnie, i że lęka się nowych znajomości. Jak tylko dziesiąta wybiła, ksiądz i brat jego wzięli za kapelusze. Joanna usnęła na fotelu. Pochylili się nad nią i potrzęśli głową z wyrazem zadowolenia, widząc jej spokojny sen.
— Do wtorku.
— Zapomniałem szepnął ksiądz, wracając z paru stopni z których już był zeszedł. — Matka Fetu zasłabła. Powinnabyś ją odwiedzić.
— Pójdę jutro — odpowiedziała Helena.
Ksiądz chętnie ją posyłał do swoich chorych. Często rozmawiali z sobą po cichu i mieli zawsze jakieś wspólne interesy, w których porozumiewali się z sobą półsłówkami i o których nigdy nie mówili przy świadkach. Nazajutrz