Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

oczka, pilnie ich śledziły. Nareszcie, musiała wstać. Nazajutrz, Helena przyniosła jej czepek i suknię, którą jej była obiecała. Jak tylko doktór wszedł, stara zawołała naraz:
— Boże! a toż sąsiadka mówiła mi, żebym zajrzała do jej rosołu!
Wyszła i zamknęła za sobą drzwi, zostawiając ich samych. Z początku rozmawiali z sobą dalej, nie zwracając na to uwagi. Doktór namawiał Helenę, by czasem przychodziła po obiedzie do jego ogrodu na ulicy Vineusa.
— Moja żona ma oddać pani wizytę i ponowi moje zaproszenie... Zrobiłoby to wiele dobrego córce pani.
— Ale ja nie odmawiam; nie potrzebuję wcale, by mię z wielką ceremonią zapraszano. Tylko boję się narzucać.. Wreszcie, zobaczymy.
Jeszcze rozmawiali. Nakoniec doktór zaczął się dziwić.
— Gdzież poszła u licha! Kwadrans temu wyszła popatrzeć na ten rosół.
Helena spostrzegła wówczas, że drzwi zamknięte. Nie dotknęło ją to na razie. Mówiła o pani Deberle, którą żywo chwaliła przed jej mężem. Ale nareszcie, kiedy doktór wciąż obracał głowę w stronę drzwi, uczuła się wówczas zakłopotaną.
— To dziwna rzecz, że nie wraca — szepnęła z kolei.
Rozmowa urwała się. Helena, nie wiedząc, co robić, otworzyła okienko; kiedy się odwróciła, spojrzenia ich unikały się wzajemnie. Dziecinne śmiechy dolatywały przez okienko, które wysoko na niebie wykrawało okrągłą tarczę. Byli zupełnie sami, żadne oko dojrzeć ich nie mogło; tylko owa tarcza niebieska spoglądała na nich. Gdzieś w dali dzieci umilkły; zupełna cisza zapanowała. Niktby ich tu nie szukał na tym strychu osamotnionym. Zakłopotanie ich zwiększało się. Helena, niezadowolniona z samej siebie, utkwiła oczy w doktora.
— Mam mnóstwo wizyt — rzekł natychmiast. — Ponieważ nie wraca, wychodzę.