Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

przy świetle wiosennego słońca. Helena zdawała się być rozdrażniona i nagle zeskoczyła.
— Poczekaj! poczekaj! — zawołali wszyscy.
Helena głucho jęknęła. Upadła na żwir drogi i nie mogła podnieść się!
— Mój Boże! co za nieostrożność! — rzekł doktór z bardzo bladą twarzą.
Wszyscy pospieszyli do niej. Joanna tak mocno płakała, że pan Rambaud sam omdlewający prawie, musiał ją wziąć na ręce. Doktór tymczasem żywo badał Helenę.
— Prawą nogę — nieprawda?.. Nie może pani stanąć?
I kiedy ogłuszona jeszcze upadkiem, nie odpowiedziała, pytał znowu:
— Bardzo boli?
— Bardzo, tam w kolanie — odrzekła z trudnością.
Doktór posłał żonę po apteczkę i bandaże... I powtarzał:
— Trzeba zobaczyć, trzeba zobaczyć... Nic niebezpiecznego zapewne.
I ukląkł na żwirze. Helena patrzyła na to milcząc. Ale kiedy posunął ręce naprzód, podniosła się od razu i przycisnęła suknie do nóg.
— Nic, nic — szepnęła.
— Ależ, rzekł, trzeba przecież zobaczyć...
Lekko zadrżała i odpowiedziała cichszym głosem:
— Ja nie chcę... To nic.
— Spojrzał na nią, zdziwiony najprzód. Różowa łuna oblała jej szyję. Oczy ich spotkały się i zdawały wzajemnie czytać w głębi serc. I on wówczas zmięszał się, pooli podniósł z ziemi i stał koło niej, nie żądając już, by pozwoliła oglądać chorą nogę.
Helena dała znak panu Rambaud, by zbliżył się do niej i szepnęła mu na ucho: