jak karmin, palący się w złocie; dalej, bardzo daleko, dzielnice robotników przechodziły w ciemniejszy kolor, czerwono ceglasty, którego jaskrawość powoli, powoli zmniejszała się, przygasała, aż wreszcie zmieniła na szaro-siwy łupek. Miasta nie można było wyróżnić; drżące kryjące się pod zasłoną mgły, przypominało owe podmorskie głębiny, które przy spokojnych wodach oko odgaduje raczej niż widzi głębiny, co mają straszliwe lasy olbrzymich traw, i powory okropne i szum przerażający. Wody opadały wciąż. Pozostała już z nich tylko przezroczysta zasłona z muślinu i zasłona ta powoli usuwała się a Paryż budził się ze snu i coraz wyraźniej ukazywał.
Kochać, kochać! dla czego ten wyraz dźwięczał w myśli jej tak słodko, podczas kiedy okiem goniła topniejącą mgłę? Czyż nie kochała męża swego, którego jak dziecię pielęgnowała? Jak gdyby w odpowiedzi na to pytanie obudziło się bolesne wspomnienie jej ojca, który w trzy tygodnie po śmierci swej żony powiesił się w pokoju, gdzie suknie jej jeszcze były. Skonał tak, ukrywszy twarz swą w jednej z sukien, otulony odzieniem, w którem było jeszcze jakieś tchnienie tej, którą zawsze ubóstwiał. Tu w marzeniu nastąpiła nagła zmiana i zaczęła myśleć o szczegółach gospodarstwa swego, o rachunkach miesięcznych, które tegoż dnia rano z robiła z Rozalją i czuła się dumna z porządku swego. Lat z górą trzydzieści przeżyła z najzupełniejszą godnością i stałością. Jedną tylko sprawiedliwość gorąco miłowała. Badając przeszłość swą, nie widziała w niej ani jednej godziny słabości; równym krokiem szła zawsze drogą prostą i gładką. Dalsze dnie będą płynęły tak samo; będzie zawsze szła spokojnie, i noga jej nie potrąci o żadną przeszkodę. I to ją czyniło surową; czuła gniew i pogardę dla tego kłamliwego w powieściach życia, którego bohaterstwo niepokoi serca. Prawdziwem życiem było tylko jej życie, co płynęło wśród tak głębokiego spokoju. Tymczasem nad Paryżem pozostał już tylko wąziutki rąbek
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/65
Ta strona została skorygowana.