zgubił woreczek, w którym było trzydzieści susów... Zresztą wszystko dobrze.
Zamilkli oboje. Błyszczącemi oczami patrzyli na siebie, lekko poruszając zaciśniętemi ustami. Musiał to być ich sposób całowania się, bo przy powitaniu nie podali byli sobie nawet rąk. Nagle Rozalia otrzęsła się z tego zapomnienia i zaczęła utyskiwać nad rozsypanemi jarzynami. Śliczny porządek! i to wszystko z jego łaski! Pani powinna była kazać mu zaczekać na schodach. I tak gderząc, pochylnia, się, zbierała rozsypane po podłodze jabłka, cebulę, kalafiory i wkładała je na powrót do kosza, co mocno gniewało Joannę, która nie chciała, by jej w tem pomagano. Kiedy wychodziła już do kuchni, nie patrząc więcej na Zefiryna, Helena, przejednana spokojnem zachowaniem się narzeczonych, zatrzymała ją — mówiąc:
— Posłuchaj, moja kochana, ciotka twoja prosi mnie bym pozwoliła temu chłopcu przychodzić do ciebie w niedzielę. — Przyjdzie zatem po południu, ale staraj się by służba nie bardzo ucierpiała na tem.
Rozalja zatrzymała się i głowę tylko odwróciła. Bardzo była zadowolona, pomimo to jednak miała minę nadąsaną.
— O! pani, będzie mi on przeszkadzał! — zawołała.
I przez ramię spojrzała na Zefiryna i znowu z wyrazem czułości poruszyła ustami. Żołnierz stał nieruchomy przez chwilę, wciąż śmiejąc się cicho. Wreszcie wyszedł, cofając się w tył, a zarazem dziękując i przyciskając swą kepi do serca. Dzwi były już zamknięte, a on jeszcze się kłaniał na schodach.
— Mamo, to brat Rozalji? — spytała Joanna.
Pytanie to zakłopotało Helenę, i zaraz pożałowała pozwolenia, które dała w niespodzianym przystępie dobroci, a teraz temu się dziwiła. Milczała chwil kilka — wreszcie rzekła:
— Nie, to jej kuzyn.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/77
Ta strona została skorygowana.