Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

— Ah! rzekło dziecię poważnie.
Kuchnia Rozalji wychodziła na ogród doktora Deberle i zwrócona była na samo południe. Latem gałęzie wiązów wchodziły przez bardzo szerokie okno. Najweselszy to był pokój z całego mieszkania i tak mocno oświecony, że Rozalja musiała nawet zawiesić firankę z niebieskiego perkalu i zasłaniała nią okno po południu. Skarżyła się tylko na to, że kuchnia za mała i długa jak kiszka; piec był po prawej stronie, stół i bufet po lewej. Ale tak dobrze poustawiała kuchenne naczynia i meble, że przy oknie urządzić, mogła mały kącik, gdzie pracowała wieczorem. Dumę swą zakładała na utrzymaniu w nadzwyczajnej czystości rądlów, samowarów, blatów. Toteż, kiedy słońce weszło do kuchni mury jaśniały; mosiądz sypał złociste iskry, blacha świeciła jak srebro, tylko niebieskie i białe kafle pieca łagodną swą barwą gasiły ten pożar. Następnej soboty Helena usłyszała taki stuk w kuchni, że poszła zobaczyć, co się tam dzieje.
— Co to jest; spytała — bijesz się z meblami?
— Myję. proszę pani — odrzekła Rozalja rozczochrana i cała spocona. Przykucnąwszy na ziemi, małemi swemi rękami z całych sił szorowała podłogę.
Skończyła — wytarła. Nigdy kuchnia nie była tak piękna. Panna młoda mogłaby była tu spać, wszystko tu było białe jak do ślubu. Stół i bufet zdawały się być wyheblowane na nowo, tak je wygłądziła palcami swemi. A jaki porządek panował wszędzie! rądle i garczki zawieszone rzędem, podług wielkości swej, wszystko na swojem miejscu, nawet patelnia i ruszt, na którym nie było ani jednej plamki sadzy. Helena, milcząc, postała chwikę; potem uśmiechnęła się i wyszła.
Odtąd każdej soboty powtarzało się to samo; cztery godziny z rzędu przepędzone w kurzu i w wodzie. Rozalja chciała pokazać Zefirynowi w niedzielę, jak jest czystą i porządną. Tego dnia przyjmowała u siebie. Byłaby się wstydziła, gdyby znaleziono u niej choć jedną pajęczynę. Kiedy