Lampka spala, meble spały; na stoliku, obok zgaszonej lampy kobieca robótka leżała uśpiona. Helena miała we śnie wyraz powagi i dobroci.
W chwili, kiedy druga wybiła, w głębi gabinetu dało się słyszeć westchnienie, które przerwało spokój; potem szmer bielizny — potem znowu cisza. Teraz już słychać było ciężki oddech. Helena nie poruszyła się. Nagle się podniosła. Obudził ją głos dziecka niewyraźnie coś mówiącego i jak gdyby skarżącego się na ból jakiś. Niezupełnie jeszcze rozbudzona, podniosła ręce do skroni, ale natychmiast zeskoczyła na dywan, usłyszawszy głuchy krzyk.
— Joanno!... Joanno!... co tobie? odpowiedz mi! — pytała.
Dziecko milczało. Pobiegła po lampkę, szepcząc:
— Mój Boże! niezdrowa była, nie powinnam była kłaść się.
Szybko weszła do gabinetu; głucha cisza panowała tutaj. Drżąc światło lampki rzucało tylko okrągłą jasną plamę na sufit. Helena pochyliwszy się nad żelaznem łóżeczkiem, nie mogła zrazu nic rozróżnić. Potem między rozrzuconemi prześcieradłami ujrzała Joannę sztywnie leżącą, z odrzuconą głową, z muszkułami szyi wyprężonymi i twardymi; oczy miała otwarte, utkwione w strzałę, na której firanki były zawieszone.
— Mój Boże! mój Boże! — zawołała — mój Boże! ona umiera!
I postawiwszy lampkę, drżącemi rękami dotykała córki. Nie mogła znaleźć pulsu. Serce zdawało się milczeć. Rączki, nóżki gwałtownie się wyciągały. Szał ją ogarnął; przerażona bezprzytomna wołała tylko:
— Moje dziecię umiera! na pomoc!... Moje dziecię! moje dziecię!
Wróciła do pokoju; sama nie wiedziała co robi, kręciła się na miejscu i trącała o meble. Potem wróciła do gabinetu i znowu przypadła do łóżka, wciąż wołając o po-
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/8
Ta strona została skorygowana.