Jednego dnia przyniósł całe gniazdo pełne jaj; ułożył je był w głębi kaszkietu swego i przykrył chustką. Jajecznica z ptasich jaj doskonała jest, mówił. Rozalia wyrzuciła to szkaradzieństwo, ale schowała gniazdo, które poszło do pręcików. Zresztą, zawsze miał pełniutkie kieszenie. Wydobywał z nich rozmaite osobliwości: przezroczyste kamyczki, znalezione na brzegu Sekwany; stare żelaziwo; dzikie, uschnięte jagody i nie wiedzieć jakie szmatki, które gałganiarze już odrzucili byli. Obrazki lubił namiętnie. Zbierał papierki, którymi obwinięte były niegdyś czekolada lub mydło, bo były na nich wizerunki murzynów i palm, bajader i krzewów róż. Wierzchy starych popsutych pudełek, na których znajdowały się piękne, rozmarzone blondynki; ryciny lakierowane i srebrny papier od osmażonego cukru, rzucone na targach okolicznych, to były wielkie zdobycze, któremi serce jego niesłychanie radowało się. Cały łup znikał w kieszeniach; najpiękniejsze kawałki osobno obwijał papierem. A w niedzielę, kiedy Rozalia miała wśród swego gotowania swobodną chwilę czasu, pokazywał jej swoje obrazki. Były dla niej jeżeli chciała; tylko, ponieważ papier dokoła nie zawsze był czysty, on sam wykrawał obrazki, co go niezmiernie bawiło. Rozalia gniewała się, strzępki papieru leciały aż do potraw, i trzeba było widzieć, z jaką przebiegłością chłopską chwytał u niej nożyczki. Czasami, chcąc się go pozbyć, nagle sama mu je dawała.
W ryneczce masło rumieniło się i syczało. Rozalia z drewnianą łyżką w ręce pilnowała sosu; Zefiryn z pochyloną głową, z szerokiemi ramionami, które podnosiły jeszcze czerwone epolety, wykrawał obrazki. Włosy tak miał nizko ostrzyżone, że z pod nich widać było skórę; żółty kołnierz odstawał z tyłu, odkrywając opaloną szyję. Godzinami całemi czasem nie mówili do siebie wcale. Zefiryn, podniósłszy głowę, z żywem zajęciem patrzał na Rozalię, jak brała mąkę, siekała pietruszkę, soliła lub pieprzyła. Wówczas, od czasu do czasu, jakieś słówko wyrywało mu się.
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/80
Ta strona została skorygowana.