naprzeciw nakrycia, wzorowo czystego, rozmawiali, nie śpiesząc się wcale i cierpliwie oczekując dania, które służąca wnosiła.
— Ach! państwo czekali, tem gorzej! — rzekła poufale Rozalia, wchodząc z półmiskiem, Jest to ryba przysmażona z bułką dla pana Rambaud, a smażyć trzeba dopiero przed samem podaniem.
Pan Rambaud udawał gastronoma, chcąc zabawić Joannę i zrobić przyjemność Rozalii, bardzo dumnej ze swoich kucharskich wiadomości Obrócił się więc do niej — pytając:
— No jakże, cóż nam dzisiaj dasz?... Zawsze przynosisz coś smacznego, kiedy mi się już jeść nie chce.
— Oh! — odpowiedziała — trzy dania, jak zawsze; nic więcej... Po rybie będzie udziec barani i kapusta brukselska... Naprawdę nic więcej.
Pan Rambaud z ukosa spojrzał na Joannę Dziewczynka niezmiernie ubawiona, dusiła się ze śmiechu i potrząsała głową, jak gdyby mówiąc, że sługa kłamała. Wówczas i on klasnął językiem z miną powątpiewania, a Rozalja udała, że się gniewa.
— Nie wierzy mi pan — rzekła — dla tego, że panienka śmieje się... No, to dobrze, niechże pan temu wierzy i zachowa apetyt na to, czego nie będzie, a wróciwszy do domu będzie pan musiał zasiąść znowu do stołu.
Kiedy sługa wyszła, Joanna śmiejąc się jeszcze mocniej, ogromną miała chętkę do mówienia.
— Nadto łakomy jesteś — zaczęła; — ja byłam w kuchni...
Tu przerwała sobie.
— Ale nie, nie trzeba mu tego mówić, nieprawdaż marnot... Niema nic, zupełnie nic. Chciałam cię zwieść i dla tego się śmiałam.
Scena ta powtarzała się co wtorku, zawsze z jednakowem powodzeniem. Helenę rozczulała uprzejmość pana
Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/86
Ta strona została skorygowana.