Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr też posunął się ku wyjściu, gdy w tem zatrzymał się, mówiąc:
— Ach, księże proboszczu dobrodzieju, nareszcie mogę cię powitać! Widziałem cię w Paryżu na dworcu, lecz tylko zdaleka, bo nie było już czasu, aby podejść ku tobie!
Piotr ściskał przy tych słowach rękę starego księdza, patrzącego na niego poczciwie i z przyjaznym uśmiechem. Był to ksiądz Judaine, proboszcz z Saligny, małej parafii w departamencie Oise. Wzrostu słusznego, barczysty, z wielką różową twarzą opłyniętą puklami srebrnych włosów, ksiądz Judaine czynił wrażenie świętego człowieka, wolnego od pokus ciała i umysłu. Niezmąconej nigdy spokojnej niewinności, był szczerze wierzącym, przychodziło mu to bez walk żadnych naturalnie. Posiadał wiarę dziecka i nie wiedział o istnieniu namiętności. Od czasu gdy N. Panna cudem uleczyła chore jego oczy, wiara jego jeszcze się wzmogła w swem zaślepieniu i rozrzewniającej miłości, dołączyła się bowiem wdzięczność najgłębsza, za oczywistą łaskę Boską szczególnie jego wyróżniającą. O tem uzdrowieniu proboszcza utworzyła się powszechnie znana legenda.
— Jakże rad jestem — rzekł stary proboszcz — że cię widzę w liczbie pielgrzymujących. O, bo młodzi księża umacniają się w świętem swem powołaniu taką pielgrzymką do miejsc cudownych. Czasami dochodzą mnie słuchy, jakoby między nimi byli tacy, którzy potrzebują umocnić się w wie-