Siostra Hyacynta uprosiła doktora Ferrand, by raz jeszcze zbadał stan konającego. Oczekiwała niecierpliwie dotychczas nadejścia ojca Massias, lecz oczekiwała napróżno. Nie traciła wszakże nadziei jego powrotu, albowiem siostra Klara zobowiązała się przyprowadzić go, gdy tylko się ukaże.
— Powiedz mi, panie Ferrand, powiedz szczerze, czy ten nieszczęśliwy może skonać lada chwila?
Znów więc młody doktór pochylił się nad chorym, nasłuchiwał go i patrzał nań uważnie. Wreszcie z ruchem zwątpienia rzekł do niej z cicha:
— Mam przekonanie, iż niedojedzie on do miejsca pielgrzymki...
Wszystkie głowy wyciągały się z niepokojem ku mówiącemu. Niepewność co mu jest — nieświadomość kim jest ów nieznajomy, niepokoić się zdawała obecnych. Więc ten człowiek ma umrzeć, nie wyrzekłszy słowa objaśnienia!
Siostrze Hyacyncie przyszła myśl zrewidowania kieszeni chorego. Zważywszy na okoliczności, rzecz ta wydała się prostą, bynajmniej nie zdrożną.
— Panie Ferrand, proszę, obejrz pan, czy niema on swych papierów w kieszeni.
Z wielką ostrożnością, by nie urazić chorego, doktór uczynił wedle życzenia siostry Hyacynt-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.