— Ale, prawda!... Otóż nie miałam z sobą szmatek na zmianę do przewinięcia mojej nogi a gdy pani hrabina zapytała się, odpowiedziałam: „Jaka Matka Boska była łaskawą, że mnie uzdrowiła zaraz od pierwszego razu! Może dlatego, iż wiedziała, jak dalece byłabym zakłopotaną, nie mając już szmatek“...
I znów powstała wesołość w całym wagonie. Jakże ta Zosia wydawała się im wszystkim uroczą! Tak odrazu uzdrowiona! Oczywistym ona była dowodem nieskończonego miłosierdzia Bożego!
Pani de Jonquière przypominała teraz dziewczynce o trzewikach, tych nowych, ładnych trzewikach, które dostała od pani hrabiny, gdy została cudem uzdrowiona. Ileż się w nich nachodziła, nabiegała i naskakała zaraz pierwszego dnia. Jakże nie miała się cieszyć, wszak od trzech lat nawet pantofla nie mogła znieść na bolącej swej nodze!
Piotr nastrojony był teraz poważnie; czuł w sobie jakiś niepokój, zagadkowość tego uleczenia stawała przed nim, drażniąc go swą tajemniczością. Patrzał bezustannie na uzdrowienie dziecko. Zadawał jej nowe pytania. Pewien był, że nie kłamała, przypuszczał tylko, że przeistoczyła prawdę mimowolnie, upiększając rzeczywistość pod wrażeniem doznanej ulgi, oraz skutkiem doniosłości, jaką zaczęto jej przypisywać. Któż wiedział, o ile jest prawdą, że rana zagoiła się
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.