niej cudu okazać, zagoić jej twarz i sprawić, by ludzi nie przerażała swoją potwornością!? Zosia stała wciąż na ławce i, trzymając się ręką żelaznego prętu, położyła swą nogę na przegrodzeniu, by wszyscy mogli ją widzieć. Dumną była z wrażenia, jakie wywierała, wsłuchaną w szmery i okrzyki podziwu, sama wpatrzyła się w cudownie uzdrowioną swą nogę, uważając ten kawałek siebie za coś świętego i budzącego poszanowanie.
— Trzeba głębokiej wiary — szepnęła Marya, jakby głośno myśląc. — Tak, wiary i duszy nieskazitelnej czystości, by łaski podobnej dostąpić i zdrowie odzyskać...
Spojrzawszy na pana de Guersaint, dodała:
— Ojcze! ja czuję, że byłabym uzdrowioną, gdybym miała lat dziesięć i gdybym miała nieskazitelną duszyczkę dziecka...
— Ależ ty jesteś jakby dziesięcioletnie małe dziecko, Maryo moja droga! Piotrze, wszak dziewczątko dziesięcioletnie niema duszy czystszej, niż nasza Marya?
— Pan de Guersaint niezmiernie lubił opowiawiadania o rzeczach nieprawdopodobnych, himerecznych i pełnych cudowności. Piotr zaś głęboko przejęty wzruszeniem Maryi, nie chciał niczemu przeczyć, o nic pytać, by nie rozwiać i nie ostudzić zapału ukochanej chorej, pragnął, by czysta jej dusza zaczerpnęła pocieszenia
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.