Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

w wzrastającej iluzyi, krzepiącej teraz wszystkich swem tchnieniem.
Gorąco stawało się coraz cięsze, zbierało się na burzę. Zapowiadały ją chmury, ciągnące po miedzianego koloru niebie i żar prażący, pośród którego pociąg pędził jakby wśród ogniska. Przebywane latem wioski, stały jakby puste i wypalone ognistemi promieniami słońca. Minąwszy stacyę Couhé-Verae, odmówiono znów koronkę i odśpiewano litanię. Lecz pielgrzymi słabnąć poczęli w gorliwości modłów, ulegając znużeniu.
Siostra Hyaeynta, widząc że chory nieznajomy, którego twarz ocierać z potu nie przestawała, oddycha teraz trochę swobodniej, zdecydowała się zjeść kawałek chleba i trochę owoców. Dopiero o godzinie trzeciej, dojeżdżając do stacyi Ruffec, zaczęto odmawiać nieszpory na cześć Najświętszej Panny.
— Ora pro nobis, saneta Dei Genitrix.
— Ut digni efficiamur promissionibus Christi.
Po skończonej modlitwie, Zosia włożyła pończochę i trzewik na swoją uzdrowioną nogę a pan Sabathier, patrzący na nią od jakiegoś już czasu, rzekł, zwracając się do pana de Guersaint:
— Tak, zapewne, uzdrowienie tego dziecka jest godne podziwu. Lecz wiem o wypadkach bardziej jeszcze zadziwiających... Czy pan zna hi-