z niedawna bić zaczęło. Obmył nią wszakże chore swe oczy i krzyknął z radości, bo naraz odzyskał wzrok jaknajlepszy. Doktór leczący go, opisał to zdarzenie szczegółowo, tak iż nie ulega ono najmniejszej wątpliwości.
— Jakież błogie, cudowne skutki — szepnął uniesiony radością pan de Guersaint.
— Mogę jeszcze wymienić wiele innych przykładów i to równie sławnych. Naprzykład o Franciszku Macazy, stolarzu. Od lat osiemnastu cierpiał on na nabrzmienie żył w lewej nodze, w której tworzyły się wrzody wewnętrzne, sprawiające ból wielki wraz z twardnięciem tkanek mięśni. Nie mógł się ruszyć z miejsca a lekarze osądzili, że jest nieuleczalnym kaleką... Otóż pewnego wieczoru, postawił on przed sobą pełną butelkę wody z Lourdes. Zdjął bandaże, obmył sobie obydwie nogi a resztę wody wypił. Położył się następnie do łóżka i zasnął. Gdy się nazajutrz przebudził, maca się, patrzy — a tu ani śladu nabrzmienia żył i wrzodów. Wszystko znikło... Skórę na nodze miał gładką, zdrową, jakby miał lat dwadzieścia.
Opowiadanie pana Sabathier coraz silniejsze wywierało wrażenie na słuchających pilnie słów jego chorych i pielgrzymach. Z podziwu wpadli w zachwyt. Myśl ich błądziła teraz po zaczarowanej krainie cudów, gdzie co krok spotkać się było można z najniespodziewańszemi objawieniami sił nadprzyrodzonych.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.