Każdy z obecnych miał gotową swoją opowieść, pragnął się z nią podzielić, by utrwalić się w wierze, by poprzeć dowodem rzeczywistość rojonych nadziei.
Dotychczasowo milcząca pani Maze, pierwsza dała się unieść nieprzepartej chęci mówienia.
— Ja znałam przyjaciółkę wdowy Rizan, której uzdrowienie tyle narobiło hałasu... Była ona sparaliżowaną na lewy bok od lat dwudziestu czterech. Gdy tylko coś zjadła — zrzucała. Trzeba było nosić ją i odwracać na łóżku, była bowiem bezwładna i bez czucia. Odleżała sobie ciało do żywego... Raz, gdy doktór przyszedł ją odwiedzić, zastał ją tak osłabioną, że zapowiedział jej śmierć nazajutrz... W godzinę później odzyskała trochę przytomności i, z trudnością przemówiwszy, poprosiła swą córkę, by jej przyniosła szklankę wody Lourdes od sąsiadki. Lecz dopiero nazajutrz rano dostała ową upragnioną szklankę wody. Pić ją poczęła a po pierwszym zaraz łyku zawołała: „Och, córko moja, zdrowie piję z tą wodą! Natrzej mi nią twarz, ręce, nogi i całe ciało“! W miarę, jak córka nacierała chorą swą matkę, opuchlizna ustępowała, a sparaliżowane jej członki nabierały sprężystości i siły, wracając do zdrowego wyglądu, pani Rizan zaś zaczęła wołać, aby jej jeść podano, bo głód wielki poczuła, chciała chleba, chciała mięsa, ona, co od dwudziestu czterech lat nic przełknąć nie mogła. Wstała, ubrała się, a gdy sąsiadki spotkały
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.