odurzoną z podziwu córkę, chciały ją pocieszać, sądząc, że jest już sierotą, lecz ona im rzekła: „Nie, nie, mama żyje, mama zmartwychpowstała!“
Oczy pani Vincent zaszły łzami. Boże mój, jakże byłaby ona szczęśliwą, gdy jej mała Róża mogła tak zmartwychpowstać i jeść z apetytem, i biegać i śmiać się wesoło jak inne zdrowe dziewczynki w jej wieku! Przypomniała sobie, że i ona zna cudowny wypadek uleczenia dziewczynki z łaski N. Panny z Lourdes. Wszak nawet to ją zdecydowało, by tam zawieźć biedną swą Różę. Odezwała się więc:
— Ja także znam prawdziwie cudowne uzdrowienie młodej dziewczynki z przytułku sierot. Nazywała się ona Łucya Druon, a paraliż tak nią owładnął, że nawet klęknąć nie mogła, by pacierz swój odmówić. Nogi miała skręcone w kabłąk, prawa jej noga, o wiele krótsza od lewej, owinęła się jedna o drugą; gdy towarzyszki przenosiły ją z miejsca na miejsce, nogi Łucyi, skręcone razem, kołysały się, bezwładnie zwieszone, jakby martwe. A wszak biedaczka uzdrowioną została, nie pojechawszy nawet do Lourdes, tak jak my jedziemy. Odprawiła po prostu nowennę; nic nie jadła przez całe dziewięć dni a tak pragnęła uprosić sobie zdrowie, że noce spędzała na bezustannej modlitwie... Dziewiątego dnia, napiła się trochę wody z Lourdes i uczuła natychmiast gwałtowne wstrząśnięcie w całem
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.