Dojeżdżając do Juvisy, skończono odmawiać koronkę. O szóstej, pociąg jak burza minął stacyę Brétigny a siostra Hyacynta powstała ze swej ławki. Miała ona sobie powierzone kierowanie modłami, których kolej i treść mieściła się w niebiesko oprawnych książeczkach, trzymanych w ręku przez każdego z obecnych.
— Odmówimy „Anioł Pański“, moje dzieci, rzekła z uśmiechem i po macierzyńsku, co dawało niezrównanego wdzięku i słodyczy, młodocianej jej postaci.
„Ave“ następowało teraz jedno po drugiem. Właśnie wraz z ich ukończeniem, Piotr i Marya zwrócili uwagę swą na dwie kobiety, siedzące w dwóch kątach tego co i oni przedziału. Jedna z nich znajdująca się po stronie Maryi, tuż przy jej nogach, miała pozór mieszczki; blondynka, szczupła i wątła, mogła mieć lat trzydzieści kilka, lecz zwiędnięta była przedwcześnie. Starała się ona zajmować jaknajmniej miejsca; ubrana była ciemno a bezbarwne jej włosy otaczały twarz wązką, bolesną, tchnącą bezgranicznym smutkiem i sieroctwem. Naprzeciw niej siedząca kobieta, po tejże stronie co Piotr, wyglądała na wyrobnicę w tymże samym wieku, na głowie miała czarny czepek a twarz jej zniszczona nędzą i troską pochylała się ku siedmioletniej dziewczynce, którą trzymała na swych kolanach. Dziecko tak było blade, mizerne i jakby strawione chorobą, iż wyglądało zaledwie na lat
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.