Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

ły się bramy ku Boskiem widziadłom. Nadprzyrodzone krainy stawały się widzialnemi. Powiew zmartwychwstania ujawnił swe tchnienie, zrozpaczeni, dawać poczęli dostęp nadziei do wystudzonych serc swoich, konający unosić się poczynali zwolna z barłogu męczarni swoich z iskrą życia w źrenicach przed chwilą gasnących. Wszak niewszystko jeszcze stracone, wszystko odzyskać jeszcze jest możebne, dlaczegóż oni nie mają być owymi dotkniętymi łaską nieba najwyższą!
Formułowały się, rozstrzygały myśli w marzeniu Piotra. Tak, niezawodnie było tak. Pociąg ten nieszczęsny pędził i pędził bezustannie, unosząc ten wagon oraz inne wagony przepełnione łaknącymi ziszczenia swych nadziei, Francyę całą pruły teraz pociągi temu podobne, świat cały pełnemi bruzdami słał ludzkie istoty ku jednemu kierujące się celowi; tłumy setek tysięcy wierzących dążyły ku miejscu uzdrowienia; nigdy nieustający ich ściek, spływał ku grocie jaśniejącej, ku grocie płonącej chwałą, ku pochodni nadziei, ku błogiej ułudzie zatkniętej jak znamię buntu i tryumfu naprzyrodzonego cudu nad martwą materyą. Legendy opromieniające grotę, roznamiętniały dusze, unosząc je po nad twarde warunki życia. Marzyć o tej ułudzie, módz wierzyć w nią i ku niej dążyć — przepełniało serca niewysłowioną rozkoszą.