Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

ce Boga, Przenajświętszej Maryi i wszystkich świętych. Na zakończenie odmówiono modlitwę dziękczynną za dzień szczęśliwie spędzony, wreszcie modły za żywych i dusze zmarłych.
— W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen.
Była już godzina ósma, zmrok zapadał, zanurzając krajobraz w swych cieniach wieczornych a wśród olbrzymiej płaszczyzny przedłużonej w dal mgłami, migotały gdzieniegdzie światełka zapalone w domach rozsianych z rzadka i dla oka niewidzialnych. Zapalono w wagonie lampy. Rzucały one słabe, żółte światło migotliwe na tłum podróżnych, otoczonych jakby wezbranemi falami, stosami piętrzących się manatków, koszów i walizek.
— Uprzedzam was, moje dzieci, że mniej więcej za godzinę, gdy dojedziemy do stacyi Lamothe, nakazane będzie milczenie. Macie więc godzinę, by zabawiać się rozmową, ale zachowujcie się spokojnie, by usposobić się do smacznego zaśnięcia. Gdy przejedziemy przez Lamothe, już słowa jednego nie pozwolę wam powiedzieć, chcę, byście wszyscy zasnęli cichutko.
Mówiła tonem wesołym, żartobliwym. Chorzy zabawieni, śmiać się poczęli.
— Ależ tak, ja nie żartuję. Przepisy nakazują, byście spali o dziewiątej a zbyt jesteście rozsądni, by nie słuchać przepisów.