szmer zadowolenia rozszedł się po wagonie; z ciekawością na twarzy wychylali się ku niemu wszyscy a cisza, jaka zapanowała, świadczyła wymownie, iż pilnych i uważnych będzie miał słuchaczów. Na szczęście Piotr posiadał głos czysty i donośny, zawładnąć więc mógł nad hałasem kół pociągu, tembardziej, że turkotanie ich przyciszonem teraz było, przebywano bowiem okolicę płaską i piasczystą.
Przed rozpoczęciem czytania, Piotr przyglądał się książce podanej mu przez Maryę.
Była to cienka, nędznie drukowana książeczka, należąca do dewocyjnych utworów setkami tysięcy rozrzucanych wśród wiernych. Na niebieskiej okładce z lichego papieru, widniała postać Matki Boskiej z Lourdes. Rysunek był niezręczny, lecz naiwny. W pół godziny można było odczytać ten zwitek, bynajmniej się nie śpiesząc.
Głosem pięknym, czystym, o dźwięku łagodnym i ujmującym, Piotr rozpoczął czytanie.
„Było to w Lourdes, małem miasteczku wśród gór Pirenejskich, we czwartek 11 lutego 1858 roku. Na dworze było zimno i czas był pochmurny. W domostwie uczciwego ale biednego młynarza Franciszka Soubirons zabrakło drzewa do rozpalenia ognia. Wtedy żona jego Ludwika, rzekła do młodszej swej córki Maryi: „Idź i uzbieraj chrustu nad strumieniem, albo na gruntach gminy“. Strumień przepływający przez Lourdes, nazywa się le Gave.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.