lecz chcąc N. Pannę łaskawszą uczynić dla białego swego dzieciątka.
Po chwili milczenia, pani Vincent rzekła do sąsiadki:
— A pani dla siebie jedzie do Lourdes?... Widać to wreszcie, że jesteś pani chorą.
Lecz zapytana wzruszyła się bardzo i zasuwając się głębiej w swój kącik, szepnęła:
— Nie, nie, ja nie jestem chora... Bóg by dał, abym nią była! Mniej bym cierpiała.
Nazywała się Maze i serce miała dotknięte srogiemi niedolami. Wyszła zamąż z miłości za tęgiego, wesołego i młodego mężczyznę, lecz po roku nieprzerwanych miodowych miesięcy, opuścił on swą żonę. Podróżując po Francyi bezustannie, jako reprezentant handlowy pewnego sklepu biżuteryjnego, zarabiał on niemało pieniędzy, w domu nie zjawiał się prawie nigdy a z sobą woził kochanki. Żona nie przestała go kochać, cierpiała więc okrutnie, wreszcie w rozpaczy zaczęła szukać pocieszenia w religii. Zdecydowała się teraz na podróż do Lourdes, by ubłagać N. Pannę o nawrócenie się do niej męża o powrócenie jej ukochanego.
Pani Vincent niedobrze rozumiała o co właściwie chodziło pani Maze, odczuła wszakże, iż ta kobieta jest głęboko nieszczęśliwą i dalej spoglądając na siebie, rozmawiały z sobą — kobieta przez męża opuszczona i konająca w swej żądzy z konającą z boleści matką, pochyloną nad umie-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.