dransik, ale tylko jeden i to malutki. Rozumiecie, że dłużej grzechem byłoby.
Piotr milczał przez czas tych układów, nie wtrącając się ani słowem. Teraz zaś podjął dalszy wątek opowiadania i znów głos jego dźwięczny i donośny rozbrzmiewał po wagonie. Jego niedowiarstwo zastąpiła tkliwa litość nad cierpiącymi i spragnionymi nadziei.
Bernadetta zamieszkała przy rodzicach w Lourdes, ciasną, krętą i smutną ulicę des Petits-Fossés, spuszczającą się w dół pośród ubogich domków i odrapanych murów. W jednym z tych nędznych domów, położonym w głębi ciemnego zaułka, młynarze Soubirons mieścili się w izbie na dole. Izba była tylko jedna a ich było siedmioro, ojciec, matka i pięcioro zabiedzonych ich dzieci. W izbie światła było skąpo, wnikało ono tutaj z zatęchłego, małego podwórka, otoczonego domami. Rodzina spała wspólnie na rodzaju barłogu, a jedzono tu tylko wtedy, gdy co do jedzenia było... Oddawna młynarz nie miał stałej roboty i z trudnością wynajdywał sposobność zarobku.
Z tej ciemnej i nędznej nory wyszła 11 lutego Bernadetta, by w towarzystwie swej młodszej siostry. Maryi, oraz Joanny, małej dziewczynki sąsiadów, uzbierać trochę chrustu dla rozpalenia ognia w ten dzień zimny i pochmurny.
Piotr opowiadał pięknie i obrazowo, jak trzy dziewczynki zeszły nad brzeg rzeki, okrążywszy
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.