Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

prostocie? bez ozdób i błyskotek, wyrosłej w widzeniu pojęć pierwotnych budzącej się wyobraźni dziecinno-ludowej? Czyż widziała postać podobną w księgach znoszonych do domu swej karmicielki przez dobrego księdza, czytującego im wieczorami owe cudne legendy? Czy też brała pohop swój twórczy w zapamiętanej rzeźbie kościelnej, obrazie lub malowaniach i złoceniach starej kolorowej szyby, pozostałych w wspomnieniach jej z Bartrès uwiezionych?... Zkąd zwłaszcza wzięła owe złote róże, by niemi przystroić śnieżne stopy świętej Dziewicy. Ten pomysł rozkwitu miłości pełen, jakby z rycerskiej, średniowiecznej legendy zaczerpnięty, czyż miał swój początek w lekcyi katechizmu proboszcza z Bartrès, kończącego chętnie swój wykład opowiadaniem podań pełnych cudowności? To pobożne uwielbienie kwiatem zdobiące cielesną postać świętej Dziewicy wysnuć ona musiała w cieniach zielonej swej puszczy, kwiecistemi ziołami zasłanej, gdy, marzeniom oddana, pasła swe owieczki, przesuwając wątłemi palcami paciorki koronki bezustannie szeptanych zdrowasiek.
Głos Piotra opowiadającego te dziwy, stawał się coraz rzewniejszym, bo chociaż nie mówił słuchającym go prostaczym umysłom tego, co czuł w głębi swego serca, ujawniało się jego wzruszenie w drżeniu słów, jakie wymawiały jego usta. Wątpliwości swe i niedowiarstwa nurtujące jego umysłem zamiast ujawnienia się swego, tryskało