Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

żywą miłością i braterstwem. Lubił on Bernadettę za wdzięk cechujący jej halucynacye. Pani pojawiająca się przed nią, uprzejmą była i miłą, spływała ku niej i znikała z uroczym uśmiechem. Bernadetta, olśniona nadziemską jasnością swego widzenia, na razie nic innego, prócz światła, niewidziała, majacząca w nim postać utrwalała zwolna swe kształty, zawsze chwiejne i niepochwytne a gdy się one rozpływały, zanikając, pozostawało znów światło tylko, gasnące, jak zamierająca gwiazda. Żadna postać ziemska porównać się z tą Panią nie mogła w piękności, twarz była tak biała i różowa, jak naiwna piękność świętych obrazków. Rosnące u wnijścia groty cierniste głogi nie śmiały kaleczyć bosych jej nóżek, strzeżonych przez złote róże któremi stąpała.
Piotr opowiadał teraz dalszy ciąg widzeń Bernadetty. Czwarte miało miejsce w piątek a następne w sobotę. Jaśniejąca w przezroczach promiennej białości, Pani nie rzekła jeszcze kim była, uśmiechała się tylko i znikała w milczeniu. W niedzielę, gdy stanęła jak dni innych, zapłakała i rzekła Bernadecie: „módl się za grzesznych“. W poniedziałek, zapewne chcąc doświadczyć swą wybrankę, nie ukazała się jej wcale, dziewczynka stroskała się tem bardzo. Lecz za to we wtorek zwierzyła jej tajemnicę, która nigdy nie miała być ujawnioną, tajemnicę jej samej dotyczącą a później odsłoniła właści-