Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

Siostra Hyacynta, chcąc osłodzić swój stanowczy rozkaz, dodała wesoło:
— Ktokolwiek się odezwie lub piśnie, będzie miał ze mną do czynienia. Za karę wsadzę go do kąta lub każę mu klęczyć!
Pani de Jonquière roześmiała się głośno, i ze swej strony dodała łagodnie:
— Tak, tak, śpijcie moje dzieci! śpijcie smaczno, byście jutro mieli siłę modlić się całą duszą w cudownej grocie.
Zapanowała cisza, nikt już nie rzekł ani słówka. Warczały tylko koła, wstrząsając wagonem i całym pociągiem, pędzącym wciąż naprzód wśród nocnych ciemności.
Piotr niemógł zasnąć. Siedzący też koło niego pan de Guersaint chrapał już zlekka, z miną szczęśliwca, pomimo twardości ławki, na której spoczywał.
Długo jeszcze Piotr widział otwarte oczy Maryi; połyskiwały one gorączką, wywołaną czarownością i treścią opowiadania. Patrzała uparcie wprost na niego a gdy wreszcie przymknęła powieki, nie wiedział, czy zasnęła, czy też w skupieniu myśli przeżywa raz jeszcze ową opowieść o dziwach nadzwyczajnych. Wielu z chorych mówiło przez sen, śmieli się nawet, lecz śmiech przerywały jęki. Widzieć się zdawali aniołów, prujących im ciała dla wyrwania z nich zła, dokuczającego im tak srodze. Inni chorzy, dręczeni bezsennością, obracali się