— Nie wiedziałam, że można było tak uczynić.
— Więc jakżeś sobie pani poradziła?
— Kupiłam bilet tam, gdzie mi poradziła znajoma czytująca dzienniki.
Mówiła ona o biletach kolejowych po cenie bardzo zniżonej, które sprzedawano pątnikom niechcącym korzystać z dobroczynności Przytułku. Marya, słuchając tej rozmowy, opanowana była wielką litością a zarazem trochą wstydu: wszak ona, nie będąc zupełnie pozbawioną środków materyalnych, jechała jednak darmo, dzięki pośrednictwu Piotra, podczas gdy ta biedna matka wraz z chorem swem dzieckiem zapłaciła swą podróż krwawo zapracowanemi przez siebie pieniędzmi!...
Wtem, gwałtowniejsze targnięcie pociągu wyrwało z jej piersi krzyk bólu.
— Ojcze, podnieś mnie trochę! Nie mogę już uleżeć na plecach.
Pan de Guersaint usadowił ją inaczej, poczem westchnęła głęboko. Pociąg minął zaledwie Etampes, dopiero półtory godziny minęło od wyjazdu z Paryża a już zmęczenie dokuczać poczynało; słońce paliło coraz gwałtowniej a kurz i hałas wzmagać się zdawały. Pani de Jonquière powstała ze swej ławki i, przechyliwszy się przez przegrodzenie, dodawała Maryi otuchy; powstała następnie i siostra Hyacynta a klasnąwszy wesoło w ręce, chcąc, by zwrócono na nią uwagę i usłyszano w całym wagonie co powie, zawołała:
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.