wnić. Nie było materaców ani poduszek, nie było przy pociągu doktora, konali bez ratunku, nie było ich nawet czem cucić a gdy wreszcie dotarli do Lourdes, nie było nikogo na ich przyjęcie; nie było wózków i noszy, nic zgoła. Dziś wszystko jest zorganizowane, szpital oczekuje na chorych i wygodne łóżka zastępują barłogi i szałasy lat pierwszych.
Tak, niezawodnie, trzeba było rozwinąć wielką siłę woli, by stworzyć rzecz dziś istniejącą. I ten człowiek, który, z wiarą działając, z wiarą w istnienie i moc cudu, widział ogrom dokonanego przedsięwzięcia, uśmiechał się teraz słodko, czerpiąc swą nagrodę, nasycając się nią w swym trudzie.
Zadawał teraz pytania doktorowi, na którego ramieniu wspierał się postępując:
— Ilu było pielgrzymujących w roku zeszłym?
— Około dwu kroć stu tysięcy... Jest to zwykła cyfra przeciętna już od lat kilku... W roku koronacyi Najświętszej Panny podniosła się ona do pięciu kroć stutysięcy. Lecz była to okoliczność wyjątkowa, rezultat energicznej propagandy. Na tłumy tak liczne nie możemy rachować corocznie...
Po chwili milczenia, ojciec Fourcade szepnął:
— Zapewne... Przedsięwzięcie nasze ma błogosławieństwo Boskie za sobą... powodzenie wzrasta i wzrastać będzie... zebraliśmy przeszło
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.