a ryża twarz jego, jakby toporem z grubsza obciosana, jakkolwiek w czasie uroczystości niewidzialna, wszystko śledziła bacznie. On i jego zakon, stanowili siłę poruszającą całą dekoracyą, oni zbierali pieniądze, oni pracowali bezustannie nad dobrobytem przedsięwzięcia. Dzięki ich zapobiegliwości, interesa szły wybornie, zapewniając coroczny tryumf pod względem handlowym. Nawet właściwa ich stanowi pokora, zużytkowywaną przez nich była umiejętnie dla tem większego dobra domu.
Jeden tylko z ich zakonu, ojciec Dargelès, widzialnym był ciągle i wszędzie. Wzrostu małego, umiejący się przypodobać, wkręcał się pomiędzy pielgrzymów, zbierając zawzięcie notatki dla swojego dziennika.
— Prawda, rzekł znów ojciec Fourcade, że trzeba było dziś wstać nieco wcześniej, bo o godzinie drugiej... Lecz chciałem być koniecznie na mojem stanowisku. Cóż moje biedne dzieci powiedziałyby, przyjechawszy, niewidząc mnie pomiędzy sobą?...
Mianem „dzieci“ — nazywał nieszczęsnych chorych, jadących „białym“ pociągiem; zawsze się stawiał na ich spotkanie, niezważając na niedogodność godzin, o których przybywali ci zboleli pomiędzy zbolałymi, ci godni cudu i cuda wywołujący.
— Już dwadzieścia pięć minut po trzeciej, za pięć minut nadjadą, rzekł doktór Bonamy, pa-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.