votte, obiecywała nawet, że postara się o dogodne nosze dla złożenia cierpiącej męczarnie pani Vêtu.
Zdając się na panią de Jonquiére, siostra Hyacynta zdecydowała się jechać natychmiast do szpitala, by przygotować łóżka dla swych chorych. Zabierała nawet z sobą dla pomocy na miejscu, małą Zosię Couteau i Elizę Rouquet, której twarz osłoniła własnoręcznie. Ruszyły ku wyjściu poprzedzone przez panią Maze, podczas gdy z tyłu za niemi, przebijała się przez tłum pani Vincent, trzymając na rękach zemdloną swą córeczkę, bladą Różę. W głowie nieszczęśliwej matki panował zamęt, lecz kołował uparcie przy myśli, by biedz i złożyć co prędzej chorą dziecinę u stóp Matki miłosiernej.
Potrącający się tłum podróżnych znalazł wreszcie ujście i cisnął się teraz zapamiętale ku odkrytym przez siebie drzwiom, wiodącym na drugą stronę dworca. Duszono się i gnieciono przy tem wyjściu, musiano zatem otworzyć drzwi od sali bagażowej, chcąc ułatwić rozejście się tłumu. Urzędnicy, nie mogąc dać sobie rady z odbieraniem biletów jazdy, wyciągali swe czapki, w które spadał obfity deszcz drobnych kartoników, wypełniając szybko nakrycia głowy po brzegi i wyżej.
Wielkie kwadratowe podwórze po za dworcem, z trzech stron otoczone gmachami kolejowego zarządu, napełnione było teraz niezmierną ilością
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.