Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

czała i pragnęła być zdala od panującego tu ścisku; oczy jej przebić pragnęły ciemności, jakby dopatrzeć się siliła kogoś bardzo oczekiwanego. Niezwykle piękne jej oczy, przyćmione zazwyczaj, płonąć się teraz zdawały.
Rozpychano się gwałtownie. Tragarze wynosili właśnie z wagonu pierwszej klasy bogatą skrzynię, zdobną atłasami i koronką, w której spoczywała bezwładna pani Dieulafay; patrząca ku niej pełna życia pani Desagneaux nie mogła się powstrzymać od słów:
— Ach biedna! biedna!...
Litość bezgraniczną wywoływała ta piękna, młoda kobieta, leżąca bezwładnie jak szmata ciała, wśród koronek i jedwabiu swej trumny. Złożono jej przelewające się ciało na chodniku, czekając, by przedwieźć ją ku miastu. Mąż i siostra stali przy niej, zarysowywując swe smutne i wyszukanie wykwintne sylwetki, podczas, gdy panna służąca i lokaj zbierali pakunki i biegli się upewnić, czy specyalny powóz, obstalowany naprzód z Paryża, już jest w podwórzu, stosownie do umowy. Ksiądz Judaine też był w pobliżu chorej. A gdy dwóch ludzi przyszło, by unieść atłasową jej skrzynię, ksiądz pochylił się, mówiąc: do rychłego zobaczenia się przy grocie; mówił jej przytem słowa pociechy, lecz ona niezdawała się nic słyszeć. Pozostał na miejscu i, patrząc za oddalającą się grupą, rzekł zwróciwszy się do Berthaud, którego znał od dawna: