idąc za moją radą. Wszak od lat kilku namawiam cię, abyś się oddał w opiekę Matce Boskiej i wybłagał sobie uzdrowienie chorej nogi.
Komandor oburzył się srodze.
— Mojej nogi! Nikt mi na nią już niepomoże! I niechajby śmierć prędzej przyszła i położyła kres wszystkiemu... Gdy godzina śmierci wybije, człowiek obróci się do muru i — rzecz skończona. Niema nic prostszego!
Ksiądz przerwał mu raz jeszcze, a wskazując mu Maryę spoczywającą w swej skrzyni i słuchającą ich rozmowy, rzekł;
— Utrzymujesz pan, że każdy powinien spokojnie czekać na śmierć u siebie a więc taka młoda istota jak ta oto, też zdaniem pańskiem niesłusznie pragnie odzyskania zdrowia?
Marya patrzała na nich płonącemi oczami, jakby chcąc zaświadczyć o namiętnem pragnieniu życia i brania w niem udziału. Komandor podszedł ku niej bliżej, popatrzał na nią uważnie i rzekł wreszcie drżącym od wzruszenia głosem:
— Jeżeli ta panienka wyzdrowieje, to życzę, by drugiego jeszcze doznała cudu: niech będzie szczęśliwą!
Odwrócił się i poszedł dalej z miną oburzonego filozofa. Przeciskając się pomiędzy chorymi stukał coraz gwałtowniej grubym swym kijem o żelazne płyty chodnika.
Zwolna, przerzedzali się tu ludzie i uprzątano chorych i pakunki. Zabrano już panią Vêtu, oraz
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.