szego na chwilową ad hoc potrzebę złożona dyrekcya szpitala, objęła w posiadanie kilka sal dolnych gmachu i roztasowała się z niepomierną ilością regestrów, kart i drukowanych formularzy. Chciano rzecz całą poprowadzić lepiej aniżeli lat poprzednich: pozostające sale dolne miały służyć dla chorób najgroźniejszych. Miano również zamiar ściślej czuwać nad porządkiem kart rozdawanych chorym, by każdy zajmował imiennie wyznaczone mu łóżko oraz salę. Teraz wszakże, gdy „biały“ pociąg nadwiózł tłumy chorobą złamanych pielgrzymów, członkowie dyrekcyi tracili głowy i obmyślane przez nich formalności okazywały się niepraktycznemi, wprost utrudniającemi tylko szybkie rozmieszczenie nieszczęsnych podróżnych. W miarę jak przybywali z dworca kolei, stawiano ich w wózkach i noszach rzędami w podwórzu i ztąd dopiero roznoszono ich w jakim takim porządku do sal szpitala. Powtórzyła się w podwórzu szpitalnem owa przykra chwila, przebyta na dworcu wyładowywania chorych hurtownie, pod gołem niebem, w bezładnem nagromadzeniu. Tragarze i rój urzędników improwizowanej dyrekcyi, młodych seminarzystów, zamianowanych sekretarzami, uwijało się i szamotało na podwórzu wśród kalek wszelkiego rodzaju, nie wiedząc co począć, jak wybrnąć z powstałego zamięszania.
— Chciano zrobić zbyt wiele i zbyt dobrze! — powtarzał krzykliwym głosem zrozpaczony baron Suire.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.