— Jeżeli będę potrzebowała kogoś do pomocy przy moich chorych, czy mogę liczyć na pana?
Ferrand poczuł się teraz szczęśliwy ze swego przyjazdu do Lourdes. Przypomniał sobie, jak czule doglądała go ona w czasie śmiertelnej choroby, jaką przebył przed paru laty, uprzytomnił sobie jej troskliwość i wesołość ujmującą, była ona dla niego bezpłciowym aniołem, towarzyszem o wdzięku niewieścim.
— Pomagać ci będę, moja siostro, ile tylko zechcesz! Oddaję się pod twoje rozkazy i do twojego rozporządzenia, szczęśliwym będąc samą myślą, stania się użytecznym tobie. Czyż nie wiesz, siostro, jaką jestem przejęty wdzięcznością za wszystko, coś dla mnie czyniła?
Figlarnym ruchem siostra Hyacynta położyła sobie palec na usta, nakazując milczenie. Nikt za nic nie powinien jej być wdzięczny. Służebnicą bowiem była chorych i ubogich.
W tej właśnie chwili wnoszono pierwszą chorą do sali świętej Honoraty. Była nią Marya, niesiona w swej skrzyni przez Piotra i Gerarda. Ostatnia opuściła dworzec a wypadkiem, skutkiem nieporządku panującego przy zapisywaniu na dole, dostawała się pierwsza do sali w szpitalu. Pan de Guersaint pożegnał się z córką przed bramą, Marya bowiem pragnęła, by się natychmiast zajął znalezieniem pokoju dla siebie i dla Piotra. Czuła się niezmiernie zmęczoną
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.