i bez tchu a twarz jej robiła wrażenie ciężkiej maski z ciemno-żółtego wosku.
Nierozbierano żadnej z chorych. Składano je tylko na łóżkach, zalecając, by się zdrzemnęły, by się o to starały. Te z chorych, które były nieco silniejsze, nie kładły się, lecz siedziały na materacach i porządkowały w swoich manatkach. Eliza Rouquet też w pobliżu Maryi będąca, roztworzyła swój koszyk i szukała w nim czystej chustki dla przysłonięcia sobie twarzy, kłopotała się i narzekała, że niema lusterka. Nie upłynęło dziesięciu minut a wszystkie łóżka zostały zajęte. Gdy siostra Hyacynta wraz z siostrą Klarą wniosły do sali la Grivotte, trzeba już było kłaść materace na ziemi.
— Otóż jest materac! — wołała pani Desagneaux. — Ot tutaj, będzie jej wygodnie. W tym kąciku jest spokojnie, zdala od drzwi, więc przeciąg tu niedochodzi.
Wkrótce siedem materaców zostało rozesłanych i zajętych. Z trudnością trzeba było się przesuwać pomiędzy wąziutkiemi ścieżkami, oddzielającemi jeden od drugiego. Cały środek sali był teraz zajęty. Każda chora miała przy sobie swój tłomoczek, koszyk lub pudełko, prócz drobniejszych zawiniątek. W nogach przed każdą chorą, potworzyły się stosy z rupieci, łącząc wysuwające się z pakunków ubogie szmaty, z prześcieradłami i kołdrami szpitalnej pościeli. Widok sali przedstawiał podobieństwo do skle-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.