znał ojca Masiass. Spotykał się z nim niegdyś i odczuwał niepokój w sobie wielki na widok jego bladej, wychudłej twarzy z oczami połyskującemi tłumioną żądzą namiętności; ojciec Massias miał usta kaznodziei a gdy przemawiał, zdawało się, że pragnie gwałt zadać niebu, by je zmusić do sprzyjania ziemi. Patrzał teraz Piotr na niego i w myślach swych rozważał o różnicach, jakie między nimi istniały; wtem, u stóp ambony dostrzegł ojca Fourcade, wiodącego ożywioną rozmowę z baronem Suire. Ten ostatni był jakby zaniepokojony, wreszcie na coś się zgodził, zrobił ustępstwo, kiwnąwszy głową. Był tam przy nich i stary ksiądz Judaine, przybliżył się jeszcze do zakonnika, szepcząc coś tajemniczo a na poczciwej jego twarzy malowało się silne zaniepokojenie; lecz skłonił się i on przed powziętem postanowieniem.
Wtem nagle, ojciec Fourcade ukazał się na ambonie, prostując swą wyniosłą postać nieco pochyloną w zwykłych okolicznościach z powodu podagry; nie chciał, by umiłowany przed innymi w jego sercu brat Massias opuszczać miał ambonę z jego powodu, zatrzymał go ruchem przyjaznym na pierwszym zaraz stopniu schodów i wsparł się na jego ramieniu.
Pewien swej nieograniczonej sławy, jaką tu posiadał, przemówił głosem jasnym i poważnym, nakazującym milczenie i ciszę niezmąconą:
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.