Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

— Drodzy bracia, drogie siostry! Przebaczcie mi, że przerywam modlitwy wasze; lecz chcę wam coś oznajmić, coś wymagającego współudziału i pomocy waszej w formie modłów waszych... Dzisiejszego ranka opłakiwać wam przyszło zgon jednego z braci naszych, zmarł on w „białym“ pociągu wpierw, nim zdołał wstąpić do ziemi Obiecanej...
Kaznodzieja się zatrzymał kilka sekund. Postać jego rość się zdawała a piękność jego twarzy była promienna. Mówił znów dalej:
— Drodzy bracia, drogie siostry! Przyszło mi na myśl, że nie powinniśmy tracić jeszcze nadziei... Któż wiedzieć może o niezbadanych wyrokach Boga? a może tą śmiercią chciał on uprzytomnić nam tylko wszechmoc swoją nieograniczoną?... Słyszę, jakby głos nakazujący mi, bym z tej oto kazalnicy zażądał od was modłów dla brata naszego, dla brata zmarłego lecz odżyć mogącego z łaski Matki Najświętszej, jeżeli prosić ona o to będzie Boskiego Syna swojego. Tak!... ciało zmarłego naszego brata jest tutaj! Przynieść je kazałem i od was zależy, by cud olśnił ziemię całą, by gorąco waszej modlitwy wzruszyło niebo i wyjednało tę łaskę najwyższą!... Zanurzymy martwe, skostniałe zwłoki w wodzie cudem płynącej i modlić się będziemy do Pana nad Pany, by wskrzesić je raczył!... by dotknął nas swą łaską, by ukazał nam dobroć niewyczerpaną...