Niewiadomo zkąd i dlaczego, lecz powiało nad zebranemi tchnienie wróżące. Wszyscy pobledli; i chociaż nikt nie rzekł ani słowa, dreszcz szmeru przebiegał wokoło. Ojciec Fourcade, uniesiony zapałem swej wiary, mówił coraz namiętniej:
— Drodzy bracia, drogie siostry! Duszy waszej żądam dziś w całości! Módlcie się zapalczywie, płomiennie! Niechaj modlitwą goreją serca wasze, krew wasza, życie wasze i najtkliwsze uczucia wasze! Módlcie się skupieniem sił waszych wszystkich! Módlcie się do utracenia pamięci o was samych, do nieprzytomności o miejscu, w którem się znajdujecie! Módlcie się siłą miłości, módlcie się siłą śmierci! Łaska, o którą dziś błagać będziemy, niepowszednią jest łaską, niechaj moc ukorzenia się naszego zmusi miłosierdzie Boże!... Aby modlitwy nasze miały możność wznieść się dość wysoko, by wyróżnione się stały przed obliczem Boskiego majestatu, niezaraz przystąpimy do urzeczywistnienia zamiarów naszych... Nad wieczorem dopiero, dnia dzisiejszego o godzinie czwartej, poddamy ciało zmarłego działaniu źródła tu płynącego... Drodzy bracia, drogie siostry, módlcie się do Panny Najświętszej, do Królowej aniołów, do Pocieszycielki strapionych!
Z sercem wezbranem miłością, uniesiony szałem swego wierzenia, rozpoczął różaniec a ojciec
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.