Po odejściu Piotra, doktór Chassaigne pozostał jeszcze czas jakiś na ławce. Gorąco się wzmogło, wzgórza płomienić się zdawały w oddali, gorejąc od słonecznych blasków. Zadumał się doktór w zielonawym cieniu drzew rozłożystych, wsłuchany w nieustający szmer Gavy, jakby pochwycić pragnął pozaświatowe głosy swych ukochanych zmarłych.
Piotr śpieszył się, by odnaleźć Maryę. Przyszło mu to z łatwością, tłum przerzedził się znacznie, wiele bowiem osób udało się na śniadanie. Pan de Guersaint siedział teraz przy córce, a ujrzawszy Piotra zaczął mu natychmiast opowiadać przyczynę swej długiej nieobecności. Przeszło dwie godziny spędził na szukaniu mieszkania, dzwonił przynajmniej do dwudziestu hoteli i wszędzie napróżno, nigdzie nie było nawet poddasza swobodnego, materace kładziono na korytarzach, by pomieścić nocą podróżnych. Już zwątpił, czy co znajdzie, gdy wreszcie w hotelu „Świętych Zjawisk“, dano mu dwa małe pokoiki zatrzymane od dni kilku, a teraz wolne, albowiem eden z przybyć mających pątników, zmarł nagle, przed samą podróżą. Pan de Guersaint cieszył się niepomiernie, utrzymując, że szczęście mu dopisało.
O godzinie jedenastej, zebrani w grocie chorzy razem ruszyli z odwrotem, przebywając place i ulice zalane potokami słonecznych promieni. Gdy orszak stanął w szpitalu Matki Boskiej Bo-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.