Tak bardzo pragnęła ona przybyć do Lourdes i zbliżyć się do źródła, teraz zaś lękała się, miała skrupuły i obawę, czy godną jest dostąpienia łaski cudu. Mówiła, że nic nie jadła ze zbytecznego wzruszenia. Usłyszała te słowa młoda panna tuż obok stojąca i pochyliła się uprzejmie ku Maryi ze słowami:
— Jeżeli czujesz się pani osłabioną, proszę, rzeknij słówko, a natychmiast przyniosę ci filiżankę bulionu. My tu w tym celu jesteśmy.
Mówiącą była Rajmunda. Należała ona do grona panien, którym polecono rozdawać chorym bulion i mleko w filiżankach. Panny te występowały niegdyś zbyt strojnie do sprawiania tego urzędu, jedwabne ich fartuszki, obszyte koronkami, ustąpiły teraz miejsca o wiele skromniejszym, z płócienka w kratkę białą z niebieskim — tak wymagał przepis tegoroczny. Rajmunda ślicznie i strojnie wyglądała, pomimo pospolitości tego fartucha, było jej do twarzy z tą rolą skrzętnej, uważnej na wszystko gospodyni.
— Proszę, bardzo panią proszę — powtarzała z uśmiechem pełnym słodyczy — niechaj pani na mnie skinie w razie potrzeby, a bulion przyniosę natychmiast.
Marya podziękowała, zapewniając, że nic jeść nie będzie, a zwróciwszy się do Piotra, szepnęła:
— Za godzinę... jeszcze godzinę modlić się będę...
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.