dom swój prowadzić, będzie skrzętną, uważną, doświadczoną i umiejącą rozkazywać, nie tracąc przytem wdzięku i wyszukanej uprzejmości. Tak, Berthaud ma racyę, takiej mu właśnie żony potrzeba.
— Może pani sobie życzy, abym uniósł nieco chorą? — zapytał się Gerard Rajmundy.
— Dziękuję panu... jestem dość silna, by sama to uczynić... A wreszcie lepiej będzie, gdy poić ją będę łyżeczką.
Marya wracała do przytomności, lecz zamknęła się ponurem milczeniu i znak dawała, by ją zostawiono w spokoju. Nie chciała rosołu, nie chciała, by do niej mówiono. Dopiero gdy Rajmunda i Gerard oddalili się każde w swoją stronę, pożegnawszy się wzajemnie uprzejmym uśmiechem, Marya odezwała się do Piotra głosem słumionym:
— Mego ojca tu nie było?...
Po chwili namysłu, Piotr wyznał jej prawdę:
— Zostawiłem twego ojca w hotelu, zasnął i nie chciałem go budzić.
Marya znów wpadła w odrętwienie graniczące z rozpaczą i ręką wskazywała, by i on oddalił się i pozostawił ją samą, nie chciała żadnej pomocy, odwracała się od okazywanego jej współczucia. W martwej nieruchomości zapatrzyła się w biały, marmurowy posąg Matki Boskiej; modlić się teraz nie mogła, rozpacz i zniechęcenie owładnęło nią całą, patrzyła więc z niemą wy-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.